Bank obiecuje Ci świetny kredyt na zakup mieszkania. Podpisujesz umowę ze sprzedającym i wpłacasz zadatek. Dopiero wtedy bank zaczyna stopniowo odkrywać karty: ujawnia kolejne koszty, dodatkowe warunki, przymusowe ubezpieczenia i produkty, które musisz dokupić. Jak ustrzec się przed tą patologią?

 

Na początek ważne zastrzeżenie – opowiem Ci moją „przygodę”, ale nie po to, by zniechęcić Cię do wzięcia kredytu hipotecznego.  Wręcz przeciwnie – uważam, że zakup nieruchomości na kredyt jest jedną z lepszych form inwestowania, nawet jeśli ma się pieniądze i możliwość zakupu za gotówkę. Jest jeden warunek: trzeba znać pułapki, jakie na bank będzie na Ciebie zastawiał… bank.

W moim przypadku zaczęło się od decyzji: czas na kupno nowego mieszkania i przeprowadzkę. Gdy odpowiedni lokal został znaleziony (wybrzydzałem i grymasiłem przez prawie 3 lata), zacząłem ustalać sposób kredytowania. Niezależny doradca polecił MultiBank, oszacował koszty i określił orientacyjne warunki. Zapowiadało się różowo.

Sprawdź, czy podsuwana przez bank marchewka nie jest czasem robaczywa (fot. sxc.hu)
Sprawdź, czy podsuwana przez bank marchewka nie jest czasem robaczywa (fot. sxc.hu)

Pani dyrektor oddziału MultiBanku w Raciborzu, Małgorzata D., która prowadziła moją sprawę, była przesympatyczna i profesjonalna. Potwierdziła warunki oszacowane przez doradcę, zastrzegając wszak rzetelnie (przyznaję), że oczywiście mogą się one zmienić na etapie badania zdolności kredytowej. Zdolność kredytowa okazała się dobra, jednak w decyzji, w której bank zobowiązywał się dać mi kredyt, pojawiły się już całkiem inne warunki niż te, którymi kuszono na początku.

I tak: zmieniła się marża (już nie 1,25%, lecz 2,05% – czyli o 2/3 większy koszt tego elementu). Pojawiły się dodatkowe przymusowe ubezpieczenia, o których nie było wcześniej mowy (kilka tysięcy złotych więcej). Ot, zmieniła się szacowana wysokość raty miesięcznej – okazało się, że to będzie już nie 1705, ale 2567 zł miesięcznie (drobna różnica 860 zł miesięcznie przez 30 lat kredytowania…). Ot, jeden z produktów towarzyszących, który miał być bezpłatny, okazał się jednak kosztować 99 zł miesięcznie (czyli przez cały okres kredytowania miałbym zapłacić więcej aż o 35 tysięcy złotych). W końcu – jako wisienkę na torcie – pani Małgorzata R. „przypomniała sobie”, że jest jeszcze opłata (kilkanaście złotych miesięcznie) za prowadzenie konta kredytowego (dostałem też alternatywę: mogę przelewać co miesiąc, przez 30 lat, jedyne 5 tysięcy złotych, wówczas opłata nie będzie pobierana).

 

Opisałem w skrócie, ponieważ wprowadzanie kolejnych kosztów następowało stopniowo – wodę podgrzewano powolutku, aby żaba nie poczuła, że zaczyna się gotować i nie uciekła z garnka… Najbardziej przykrą zagrywką banku było ujawnienie ostatniego dodatkowego kosztu zaledwie na 1,5 dnia przed podpisaniem umowy. Co ciekawe, moja opiekunka kredytowa wiedziała doskonale, że tego samego dnia na 2 tygodnie wyjeżdżam z Polski, dlatego podpisanie umowy na ostatnią chwilę praktycznie odbierało jakąkolwiek szansę manewru. Ostatni cios padł na ostatniej prostej – normalny klient musiałby się dać przyprzeć do ściany – w innym razie przepadłby mu zadatek, przepadłaby też decyzja kredytowa, ważna tylko przez miesiąc od chwili wydania; całą biurokrację należałoby zacząć od nowa.

Jak mawiał jeden z bohaterów Woody’ego Allena, śmieszne jest to, co się ugina, a nie to, co się łamie. Ostatnia ujawniona przez MultiBank opłata spowodowała, że się złamało. Stojąc w obliczu swego rodzaju szantażu („albo się pan zgodzi na nasze nowe warunki, albo nici z kredytu”), zerwałem rozmowy i zaciągnąłem kredyt w BZ WBK, gdzie prowadziłem drugą, asekuracyjną sprawę kredytową (swoją drogą było to niesamowite: wystarczyła jedna wizyta w BZ, gdzie od kilkunastu dni czekała decyzja kredytowa, i podpisanie umowy w ciągu kilkunastu minut).

Kredyt dostałem, acz nie na tak korzystnych warunkach. Straciłem parę groszy zadatku (no dobrze, 84 tysiące), które miałem odzyskać od dewelopera. Straciłem okazję na zakup kolejnego mieszkania, które planowałem nabyć, wyremontować i odsprzedać (szacowany zysk: ok. 70 tysięcy). Straciłem w końcu na różnicach między pierwotną ofertą MultiBanku, a finalnymi parametrami kredytu, który otrzymałem. Ile? Duużo…

Do prokuratury poszło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na łączną kwotę 294 000 zł – tyle wyniosły moje straty faktyczne oraz utrata możliwych korzyści w perspektywie 30-letniego kredytu. Pani Małgorzata R. w rozmowie ze mną przyznała, że – faktycznie – „zapomniała” podać mi kilku informacji.

Oj tam, oj tam…

Banki uwielbiają grać lewymi kartami (fot. sxc.hu)
Banki uwielbiają grać lewymi kartami (fot. sxc.hu)

Co na to prokuratura? Zbadała sprawę (przyznam: bardzo skrupulatnie – tylko moje przesłuchanie trwało 3 godziny) i… jak się spodziewałem, wydała decyzję o umorzeniu, nie dopatrując się działania celowego ze strony banku. Argumentowano przy tym, iż decyzja kredytowa jest wyłącznie orientacyjna i może się zmienić przed podpisaniem umowy.

Oczywiście, to prawda. Smutna i chora prawda, która każe rozgrzeszać banki, świadome tego, że nawet na 10 minut przed podpisaniem umowy mogą zmienić przyobiecane wcześniej warunki…

Smutne to, bo w zasadzie daje bankom możliwość niemal dowolnego szafowania parametrami kredytu, a przez to – stawiania klienta pod murem, bez możliwości odwrotu (przynajmniej jeśli ten nie zadbał o drogę ucieczki do innego banku lub nie ma w zanadrzu gotówki za którą w razie afery sfinansuje transakcję).

 

Na do widzenia dodam jeszcze, że – a jakże! – zaskarżyłem postanowienie prokuratury o umorzeniu. Oczywiście od początku miałem świadomość, że sprawa zostanie uziemiona, faktycznie bowiem bank działał zgodnie z Prawem, które w tym przypadku nijak się ma do swojej siostry Sprawiedliwości (siostra to nader przyrodnia, bo z innych ojców; i z matek też zgoła innych…). Zgodnie z oczekiwaniami, parę dni temu sąd w Gliwicach ostatecznie potwierdził zamknięcie postępowania, nie dopatrując się znamion oszustwa.

Nie mogę się oprzeć pokusie zacytowania kilku perełek z postanowienia Sądu, które – jakże boleśnie – uświadamiają nam, w jak totalitarnie nieetycznym systemie prawnym przyszło nam żyć:

  • (…) Małgorzata D. nie działała ze świadomością pokrzywdzenia Macieja Dutko, wskutek działania Małgorzaty D. pokrzywdzony nie poniósł żadnego uszczerbku materialnego [oczywiście; 294 tysiące, w tym 84 tysiące złotych utraconego zadatku wg sądu to „żaden uszczerbek”]
  • Pokrzywdzony systematycznie uzyskiwał wyjaśnienia przyczyn podwyższenia marży (…) oraz konieczności poniesienia dodatkowych kosztów [no tak, bank wprawdzie zmienił warunki w trakcie procesu przedkredytowego, ale przecież wyjaśnił poszkodowanemu, dlaczego je zmienił, więc dlaczego poszkodowany się czepia?]
  • Oczywiście może budzić pewne wątpliwości rzetelność doradcy, który nie poinformował poszkodowanego o koszcie (…), niemniej jednak czym innym jest nierzetelność doradcy, a czym innym przypisanie komukolwiek zamiaru popełnienia oszustwa [tak, tyle że warunki podane przez doradcę potwierdził wstępnie pracownik banku; przypadek?]
  • Pokrzywdzony mógł w każdym czasie odstąpić od umowy kredytu [i odstąpił, bo na szczęście mógł odstąpić; ale co z rodziną, która wpłaca zadatek na zakup mieszkania stanowiący oszczędności 20 lat życia, po czym dowiaduje się, że musi ponieść dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy złotych kosztów kredytu? Czy taka rodzina też może odstąpić, ot tak, od podpisania umowy z oszukańczym bankiem i przez to stracić życiowe oszczędności? Według sądu – oczywiście tak].
  • Co prawda pokrzywdzony został poinformowany o kosztach (…) na kilka dni przed zawarciem umowy, jednak nadal zachowywał możliwość wycofania się [pamiętacie? 1,5 dnia przed umową i przed planowanym wyjazdem zagranicznym, o którym uprzedzałem panią z MultiBanku; kolejny przypadek, że przypomniała sobie niemal w ostatniej chwili?].

I moje ulubione: Dziwi argumentacja pokrzywdzonego, który dobrowolnie rezygnuje z korzystnej oferty MultiBanku i zawiera umowę na mniej korzystnych warunkach z BZ WBK, a odpowiedzialnością za swoje zachowanie chce obciążyć osoby, które w żaden sposób do takiego działania go nie namawiały.

Myślę, że teraz każdy będzie właściwie rozumiał słowa, że prawo jest ślepe. Ślepe, upośledzone i – po prostu – tępe jak topór kata-rencisty.

Aby wyciągnąć praktyczną mądrość z tej i wcześniejszych przygód z polskimi bankami, poniżej spisałem kanon zachowań, o jakich powinieneś pamiętać w tej swoistej rosyjskiej ruletce z bankiem, do jakiej siadasz rozpoczynając procedurę kredytową.

Przestrzegaj ich i miej świadomość, że żaden bank nie jest ani Twoim przyjacielem, ani instytucją charytatywną. Idąc po kredyt, idziesz na wojnę, na której będą Cię chcieli oskubać bardziej, niż wynika to z pięknych ulotek i kolorowych reklam w internecie. Idź na tę wojnę, bo dobry kredyt jest świetną inwestycją; ale nie daj się złupić bezwzględnym bankierom.

Pamiętaj: dziś określenie, że coś jest „pewne jak w banku”, to szczyt hipokryzji i autoabsurdu. Bądź pewien, że biorąc kredyt nie możesz być pewien niczego, co bank Ci powie. Przynajmniej do chwili podpisania umowy kredytowej.

Kodeks zachowań:

  1. Składaj jednocześnie kilka wniosków kredytowych do różnych banków (ale uwaga! nie więcej niż do 5 banków miesięcznie, ponieważ każdy kolejny będzie z automatu obniżał Twoją zdolność kredytową w pozostałych).
  2. Nie podpisuj umowy przedwstępnej ze sprzedawcą i nie wpłacaj zadatku jeśli nie będziesz miał pozytywnych decyzji kredytowych z przynajmniej dwóch niezależnych banków.
  3. Dowiedz się, czy bank, w którym ubiegasz się o kredyt, udziela promes. Jeszcze kilka lat temu promesy były standardowym narzędziem zabezpieczającym klienta – bank, który dał promesę (obietnicę), musiał też dać kredyt na przyobiecanych warunkach. Dzisiaj jednak większość banków zrezygnowała z narzędzia, jakim jest promesa (zgadnij dlaczego;). Jeśli jednak Twój bank daje taką opcję, jest to pierwszy znak jego solidności – koniecznie skorzystaj z tego dokumentu.
  4. Tworząc umowę przedwstępną negocjuj ze sprzedającym, aby zgodził się na możliwie najniższy zadatek (w razie jeśli oba banki zawalą sprawę, stracisz mniej). Być może zgodzi się nawet na „zaliczkę”, która tym różni się od „zadatku”, że zostanie Ci zwrócona jeżeli nie uzyskasz kredytu (taki zapis również powinien pojawić się w umowie; z tym, że mało który sprzedawca na to przystanie).
  5. Żądaj od sprzedającego, by w umowie przedwstępnej zgodził się na możliwie najdłuższy okres, w jakim będziesz mógł ubiegać się o kredyt. Pamiętaj: zarówno sprzedający, jak i wszelkiej maści pośrednicy i doradcy będą przekonywać Cię, że wystarczy miesiąc. Bzdura! Absolutne minimum, przy założeniu, że wszystko pójdzie dobrze, to 2-3 miesiące; w przypadku kilku kredytów, w jakich sam uczestniczyłem, proces ubiegania się  i kompletowania oraz poprawiania dokumentów trwał zazwyczaj blisko 3 miesięcy – w mojej ocenie jest to najbezpieczniejsze minimum, jakie należy zawrzeć w umowie przedwstępnej. Jeśli jednak sprzedający nalega na okres krótszy, zapewniając, że miesiąc wystarczy, odpowiedz, że w takim razie tym bardziej nie powinien mieć nic przeciwko asekuracyjnemu zapisowi o 3 miesiącach, skoro i tak jest pewien, że wszystko rozstrzygnie się w miesiąc (w Twoim interesie jest przecież również załatwić sprawę jak najszybciej).
  6. Dokumentuj wszystkie postanowienia z doradcą kredytowym i z bankiem – nawet jeśli coś zostanie powiedziane podczas spotkania czy rozmowy telefonicznej, zawsze i bez wyjątku żądaj, by przesłano Ci te ustalenia e-mailem. To, co niezapisane, jest w pierwszej kolejności manipulowane przez bank (i nie, nie jest to teoria spiskowa, lecz wielokrotnie doświadczone przeze mnie zjawisko: w PKO BP, w mBanku i najbardziej dramatycznie – w MultiBanku). Wiem, że to zabrzmi jak objaw paranoi, ale w świetle moich obecnych doświadczeń niegłupim pomysłem byłoby wręcz ustalanie nawet wstępnych warunków przed notariuszem.
  7. Nagrywaj rozmowy z doradcą kredytowym i pracownikiem banku (najlepiej jawnie, kładąc dyktafon na stole i prosząc o zgodę – oczywiście wyjaśnij, że chodzi o to, abyś nie musiał notować) – wierz mi, że już sam ten zabieg ustawi pracowników do pionu i zastanowią się trzy razy, zanim później zechcą zmienić wcześniejsze ustalenia albo się czegoś wyprzeć.
  8. Zawsze żądaj podania wszelkich warunków stawianych przez bank wobec osób ubiegających się o kredyt – na piśmie i z podpisem pracownika. Zadbaj o to na możliwie wczesnym etapie procedury kredytowej, ustalając wszystkie formalności, jakich musisz dopełnić, a nade wszystko wszelkie koszty, jakie poniesiesz w związku z procesem kredytowania.
  9. Jeśli wystąpią jakiekolwiek nieprawidłowości i zobaczysz, że bank zaczyna manipulować wcześniejszymi ustaleniami – interweniuj. Jeśli przymkniesz oko na „zaledwie 5 zł opłaty miesięcznie” – bądź pewien, że za chwilę dowiesz się o kolejnym, wyższym wymogu.
  10. W razie rozbieżności, powołaj się na wcześniejsze ustalenia i negocjuj przywrócenie warunków, jakie obiecywano Ci na początku procesu (nazwijmy go etapem uwodzenia i gry wstępnej, kiedy bank mami Cię reklamami i uwodzi, zanim przystąpi do odgryzania głowy).
  11. Jeżeli pracownik, który prowadzi Twoją sprawę nie zechce przywrócić pierwotnych warunków, zgłoś skargę do jego szefa (wszystko na piśmie, a przynajmniej e-mailowo).
  12. Jeżeli wyczerpiesz drogę wewnątrz banku, a czujesz się oszukany – nie wahaj się zgłosić sprawy do prokuratury (zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z art. 286 kodeksu karnego – tj. oszustwa). Prokuratura oczywiście umorzy sprawę na mocy chorego prawa, ale przynajmniej uświadomisz bankowi, że działa nieetycznie, a Ty nie pozostałeś biernym barankiem, którego można bezkarnie ostrzyc z całej wełny. (Nie będzie nowością jeśli napiszę, że w takich sytuacjach oczywiście 99% baranków odpuszcza temat z bierności i poczucia bezsensu walki; a szkoda, bo właśnie dlatego takie sytuacje mają miejsce).
  13. Pismo zgłaszające Twoją krzywdę skieruj też do wiadomości Komisji Nadzoru Finansowego i nagłośnij sprawę na swoim blogu albo Facebooku – pamiętaj, że możesz w ten sposób uchronić swoich bliskich i znajomych przed podobnymi patologiami. W skrajnych przypadkach może uda Ci się zainteresować swoją sprawą media – udział w programie „Państwo w państwie” byłby strzałem w dziesiątkę.
  14. Jeśli bank postawił Cię pod ścianą i szantażuje zbójeckimi warunkami, sięgnij po ofertę drugiego banku, który też dał pozytywną decyzję kredytową. Poinformuj o tym pierwszy bank – być może zmienią podejście i przemyślą sprawę.

 

Ps. Miałeś podobne przykrości ze strony jakiegoś banku? Napisz o nich w komentarzu do tego tekstu – być może pomożesz w ten sposób wielu osobom nie wpaść w sidła zastawiane przez kolejne banki.

 

9 komentarzy

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Pomagam swoim klientom w uzyskaniu kredytu, żeby uchronić ich przed takimi sytuacjami… I mam kilka uwag ze swojej strony i z 5 letniego doświadczenia jako doradca/pośrednik kredytowy:

    1. Jak najbardziej, tak jak piszesz, są mądre i głupie kredyty. Będąc bankrutem głupio jest kupować drogie auto na kredyt, ale mądrze jest kupić mieszkanie (w rozsądnej cenie) do życia za kredyt zamiast płacić najem przez 30 lat.
    2. Pracownik banku nie jest doradcą, tylko pracownikiem banku. Zna ofertę instytucji, w której pracuje i potrafi pomóc z formalnościami, ale nie doradzi np w zakresie ubezpieczeń (nieruchomości i na życie) do kredytu ani nie odeśle do konkurencyjnego banku z lepszymi warunkami. A jeszcze gorzej jak trafimy na niekompetentnego pracownika… Niestety w małych miejscowościach, gdzie poziom wiedzy i świadomości finansowej jest trochę niższy niż w miastach, kadra pracownicza zwykle nie grzeszy ani rozległą wiedzą ani tym bardziej bogatym doświadczeniem. Klienci z „wiosek” często dużo częściej dziękuję mi za pomoc niż „miastowi”, bo w okolicy nie mają żadnego profesjonalisty.
    3. Faktycznie wstępna kalkulacja a decyzja finalna to mogą być 2 różne rzeczy. Dlatego odradzam wszelkie kalkulatory internetowe, które wypluwają oferty nijak mające się do realiów. Co kalkulator, to inne parametry. Doświadczony doradca jest w stanie ocenić na ile prawdopodobne jest uzyskanie oferty standardowej, jakie jest ryzyko pogorszenia tych warunków i jakie są szanse wynegocjowania lepszych parametrów. W praktyce składa się wnioski do kilku banków – 1 pewnego, żebyśmy na pewno dostali kredyt i 2 gdzie warunki są najlepsze albo możliwie najlepsze do uzyskania w drodze negocjacji.
    4. Koszty w symulacji a w decyzji ostatecznej opisywane w artykule – astronomiczna różnica! Nie dziwię się Twojej reakcji 🙁
    5. Nie polecam zaliczki przy umowie przedwstępnej. To daje możliwość bezkosztowego wycofania się z transakcji sprzedającemu. Co z tego, że wpłacimy zaliczkę i rozpoczniemy procedurę kredytową, skoro sprzedający może za 3 tygodnie znaleźć chętnego, który zapłaci o 10 tysięcy wyższą cenę? Wszystko na marne. Najlepiej zastosować zadatek + dorzucić adnotację, że w przypadku „uzyskania decyzji negatywnych z 3 banków zadatek jest zwracany”.
    6. Nagrywanie rozmów? Spoko, jeśli faktycznie klient zapyta o zgodę (bo musi, chyba że jest z jakiegoś CBA?), ale nie chciałbym się za darmo dzielić swoją wiedzą i lądować na jutubie bez zgody 😀

    Jeśli ktoś jest zainteresowany konkretami, czyli jakie dokładnie koszty kredytowe narzuca bank (a jest ich łącznie w zależności od oferty ok. 15!) i na co zwracać uwagę przy kredycie hipotecznym to zapraszam do poradnika:

    https://szymonmrugala.pl/wiedza/koszty-kredytu-hipotecznego/

    • Szymon, bardzo dziękuję za bezcenny komentarz i dodatkowe wskazówki. Wszystko prawda.

      Jestem obecnie na etapie negocjowania kolejnego kredytu na zakup nieruchomości, a w ciągu kilku/kilkunastu miesięcy będę przymierzał się do jeszcze jednej takiej operacji, w razie potrzeby pozwolę sobie więc odezwać się do Ciebie – może uda się wspólnymi siłami bezpieczną stopą przejść przez meandry kredytów hipotecznych:).

      • Cieszę się Maćku, że spodobały Ci się wskazówki 🙂

        Na szczęście rynek produktów finansowych się coraz bardziej poprawia. Wymuszają to klienci dzięki mimo wszystko coraz większej świadomości finansowej. Negatywne doświadczenia (m.in. takie, jak Twoje) również na to wpływają, bo po takiej akcji Ty czy też Twoi czytelnicy nic podpiszą żadnej umowy kredytowej na piękne oczy doradcy/sprzedawcy 😀

        Jak najbardziej zapraszam do kontaktu, zrobię wszystko co w mojej mocy, żebyś mógł wybrać najkorzystniejszą ofertę 🙂

  • Jestem po kilku batalich kredytowych. Bardzo ważne są uwagi, ktore podałes. Bank nawet jak obieca to i tak procedura moze sie przeciagnac ponad 3 msc. Badzcie czujni!

  • patologia, ale nie jestem zaskoczony. W Polsce banki mają eldorado – robią co chcą niestety.
    dobrze, ze to opisałeś i podałeś do wiadomości. Może kilka osób dzięki temu nie wpadnie w sidła fatalnego kredytu.
    a co do Sądów to w PL niestety jak jesteś malutki, czyli jesteś przysłowiowym kowalskim to nie masz szans. ale to nie tylko sądy, ale wszelkie urzędy uderzają w tych najmniejszych, bo z większymi (w tym przypadku z bankami) sobie kompletnie nie radzą
    dzięki i pozdrawiam

  • Fajnie, że to opisałeś na blogu. W Polsce jest chore prawo bankowe, które jest bardzo nie korzystne dla klientów.

    A swoją droga już któryś raz słyszę, że Multibanki wystawił swoich klientów i ma msprawy w sądzie. Widocznie mają taką politykę na rypanie klientów.

    Wniosek jest taki, że trzeba tego banku unikać, nawet jak ma super ofetę.

  • Banki i bankowcy to chyba najwięksi oszuści i manipulanci, co można też dostrzec obserwując świat w makroskali.
    Współczuje, że musiałeś to wszystko przejść osobiście i ponieść tak olbrzumie straty.
    Wyżej cytowany sędzia powinien zmienić pracę, co zresztą sugeruje wyraźnie jego nazwisko.
    Dzięki za ten wpis, bardzo wiele mi uświadomił.

  • Ps. I jeszcze jedna perełka z postanowienia Sądu, która świadczy o polskim systemie prawnym, ale i – niestety – mentalno-moralnym: „Nie stanowi oszustwa posługiwanie się przesadną reklamą, chociażby nawet wprowadzała ona w błąd nabywcę co do wysokiej jakości lub zalet nabywanego towaru”

    – tak orzekł w mojej sprawie Sędzia Sądu Okręgowego Ryszard Furman (orzeczenie z 19.02.2013, Sąd Okręgowy w Gliwicach – Ośrodek Zamiejscowy w Rybniku – Wydział V Karny).

    Dziękuję, Wysoki Sądzie niskiej moralności: właśnie otworzył Pan furtkę dla wszelkich marketingowych krętaczy, naciągaczy i „wprowadzaczy” w błąd, bo według Pana nie są to oszuści…

Maciej Dutko

Na co dzień prowadzę firmę edytorską Korekto.pl (korekta tekstów), w ramach projektu Audite.pl pomagam też e-sprzedawcom usunąć z ich ofert błędy psujące sprzedaż. Jeśli czas mi pozwala, dzielę się wiedzą podczas szkoleń i zajęć na najlepszych uczelniach biznesowych w Polsce (na zlecenie Allegro przeszkoliłem ponad 10 tys. sprzedawców i drugie tyle studentów).

Spłodziłem kilkanaście książek, w tym:
„Mucha w czekoladzie”,
„Targuj się! Zen negocjacji”,
„Efekt tygrysa”,
„Nieruchomościowe seppuku”
„Biblia e-biznesu” (to ponoć największy tego typu projekt na świecie).

Prowadzę szkolenia z niestandardowej obsługi klienta („Zen obsługi klienta”), z negocjacji („Zen negocjacji”) oraz ze skutecznych metod zwiększania e-sprzedaży („E-biznes do Kwadratu”) - uczestnicy tego ostatniego chwalą się nawet kilkusetprocentowymi wzrostami;).

Więcej: www.dutko.pl i www.wikipedia.pl.

Moje książki i szkolenia

Popraw się i sprzedawaj skuteczniej!

Audyt ofert Allegro i stron WWW:


Usługi edytorskie:

Korzystam i polecam

Hosting i domeny od lat mam w Domeny.tv – kocham ich za indywidualne podejście i pomoc zawsze, kiedy jej potrzebuję (podaj kod „evolu-evolu” i zdobądź 10% zniżki)


Jeśli dobre i praktyczne książki, to tylko w moim ukochanym Helionie!


Jako audiobookoholik a zarazem akcjonariusz Legimi korzystam z ogromu e- i audioksiążek w tym serwisie (sprawdź – 30 dni za darmo).


A jako że nie zawsze mam czas zadbać o zdrowe jedzenie, od lat pomaga mi wygodny i zdrowy katering z dostawą pod same drzwi, Nice To Fit You, który również polecam!


Rekomenduję tylko to, co sam lubię i z czego korzystam. Jeśli i Ty skorzystasz z moich rekomendacji, otrzymam drobną prowizję od firm, które polecam. A więc wygrywamy wszyscy i promujemy dobre i innowacyjne biznesy. Dzięki!

Mucha w czekoladzie, Maciej Dutko