„Czy marka w e-biznesie jest ważna?” – pytam czasami uczestników szkoleń dla początkujących sprzedawców Allegro. „Oczywiście”, „Jasne!”, „Głupie pytanie” – padają chórem odpowiedzi. „Dlaczego więc tak bardzo boicie się budować własną markę?”. Odpowiada mi cisza. No właśnie: dlaczego początkujący e-biznesmeni cierpią na chroniczny syndrom No Name?
Zwierzę Ci się, Drogi Czytelniku: moi koledzy-szkoleniowcy śmieją się… Śmieją się, że na każdym kroku rozdaję wizytówki mojej firmy Dutkon.pl (no patrzcie, Tomku i Krzyśku, nawet w tym miejscu link!;), że na czapce mam napis Dutkon.pl, że pewnego dnia nawet na moim psie pojawiła się… reklama firmy. No dobrze, ten ostatni przykład to raczej marketingowy psikus, chociaż nie było osoby, która nie zwróciłaby uwagi na tę formę ekspresji. A reklama na samochodzie? Spokojnie – jest także (to przecież darmowa i mobilna powierzchnia reklamowa; zdumiewa wręcz, dlaczego trenerzy i wykładowcy e-marketingu jeżdżą „po cywilu”, w nieoznakowanych pojazdach).
Jeszcze bardziej zastanawia mnie paradoks anonimowej marki, na który zdają się cierpieć początkujący e-sprzedawcy. Ciekawe są statystyki: jakieś 2/3 ofert, które oceniam w ramach projektów szkoleniowych Allegro, nie spełnia podstawowej zasady marketingu: brak im nazwy przedsiębiorstwa lub choćby nicka sprzedawcy. Wyraźnie wyeksponowane oznaczenie firmy rzadko spotyka się w banerach czy winietach tytułowych (a przecież to miejsce, w którym nazwa sprzedawcy obowiązkowo powinna być stosowana!).Określenie firmy pojawia się niekiedy wśród danych kontaktowych sprzedawcy, często zapisane taką samą czcionką, jak pozostałe informacje. Brak jakichkolwiek wyróżnień, powiększenia czy choćby pogrubienia nazwy. Nierzadko oznaczenia przedsiębiorcy nie uświadczysz w ogóle w opisie oferty, a jedynie na stronie „O mnie”, na którą mało kto zagląda.
Czy wyobrażasz sobie taką sytuację w realu? To tak, jak prowadzić sklep bez szyldu czy jeden z anonimowych straganów na targowisku!
„No tak – mógłby ktoś odpowiedzieć – ale moim celem nie jest marketing, lecz sprzedaż”.
Pomyślmy zatem. Czy sprzedaż bez promocji jest możliwa? No pewnie. Przecież aukcje internetowe tysięcy drobnych e-sprzedawców dowodzą, że dla kupujących liczy się raczej niska cena niż rozpoznawalna i charakterystyczna marka firmy, od której kupują. Jeśli klient chce coś znaleźć, skorzysta z wyszukiwarki, względnie będzie przeglądał oferty poruszając się w obrębie poszczególnych kategorii.
Ale czy nie dzieje się tak właśnie dlatego, że sprzedawcy po prostu nie dają się zapamiętać klientom, zaistnieć w świadomości rynku?
Przykłady? Proszę bardzo. Regularnie zamawiam na Allegro duże ilości płyt CD lightscribe. Za każdym razem mam jednak ten sam kłopot: nigdy nie pamiętam, jak nazywała się firma, od której kupowałem miesiąc temu, a w fakturach nie ma czasu grzebać. Zamiast szybko i sprawnie kupić u sprawdzonego (bo dobrego i niedrogiego) sprzedawcy, muszę od nowa rozpocząć wyszukiwanie. Nie zdarzyło mi się jeszcze, abym trafił dwa razy do tego samego dostawcy. Oznacza to, że pierwsza firma, u której nadal bym kupował, gdybym tylko ją pamiętał, za każdym razem, gdy kupuję gdzie indziej, traci zamówienie warte kilkaset złotych.
A teraz przykład pozytywny – raz na kilka miesięcy zamawiam też na Allegro wizytówki firmowe. Tak się jednak złożyło, że firma, z której usług skorzystałem za pierwszym razem, dała mi się zapamiętać dzięki wyraźnej, widocznej w banerze głównym i łatwej do zapamiętania nazwie. Jeżeli dodać do tego dobrą obsługę i jakość towaru, nie mam najmniejszych powodów, żeby szukać innego dostawcy – kupuję więc u tego, do którego łatwo mogę wrócić.
Jak dobrze mieć własną, rozpoznawalną markę, prawda?
[…] wciąż brakuje małym i średnim e-sprzedawcom w Polsce (o czym pisałem już 2 lata temu – zobacz artykuł). W ramach cyklu o błędach, które lubią gnieździć się w naszych ofertach sprzedażowych, […]
[…] Świadomość marki sprzedawcy – firma mająca większy staż, niejako z automatu ma proporcjonalnie większe szanse dać się poznać większej grupie klientów (wypozycjonowanie w danej branży lub na określonym rynku). Oczywiście jest to kwestia względna: istnieje wielu sprzedawców, którzy wegetują w branży od lat, nie zadając sobie trudu, by w należyty sposób uprawiać branding, czyli budować swój rozpoznawalny wizerunek. Są i tacy, którzy wkraczają pośród konkurentów jak wicher i dzięki dynamicznemu oraz przemyślanemu promowaniu błyskawicznie zdobywają wizerunek lidera, niekiedy stają się wręcz ikoną branży. Więcej na temat strategii budowania własnej marki piszę w artykule „Bo ja się boję marki, czyli syndrom NN”. […]
Pewnie, że dobrze jest mieć własną markę:) Ale… uważam, iż działania marketingowe powinny być prowadzone w granicach rozsądku. Poniekąd po to, by nie zrazić potencjalnego klienta krzykiem wszechogarniającej reklamy. W dobie silnej konkurencji ciężko jest czasem ocenić granicę i rozmach prowadzonych kampanii. Hmm czytał Pan może „No logo” Naomi Klein?
Jasna sprawa – czasami aby być usłyszanym w zgiełku marketingowym, wystarczy na chwilę zamilknąć. Na dłuższą metę jednak należy w sposób sukcesywny, wytrwały i etyczny budować własną markę.
Oczywiście, od nadmiaru reklam ludzie ślepną i głuchną na marketing (zob. artykuł „Czym jest ślepota bannerowa?”). Dlatego odradzam bombardować przypadkowych odbiorców przypadkowymi komunikatami; znacznie lepiej jest zaistnieć w czymś, co nazwać można „świadomością rynku”.
I dlatego w tym coraz ciaśniejszym składzie porcelany, jakim jest przestrzeń marketingowa, namawiam wszystkie e-słonie do nieco subtelniejszego poruszania się wśród własnych klientów;)
Maciej Dutko