Podczas ostatnich szkoleń, jakie prowadziłem, dwóch uczestników opowiedziało mi dwie niemal identyczne historie: konkurenci skradli fotografie z ich ofert. Byli przy tym na tyle bezczelni, że nie pobrali zdjęć na swój serwer, ale po prostu wkleili adresy prowadzące bezpośrednio do plików poszkodowanych. Obaj panowie w obronie swej własności zachowali się iście szatańsko. Chcesz wiedzieć jak?
Szkolenia z prawa autorskiego (m.in. w e-biznesie) prowadzę dość często. Często więc słyszę powtarzające się skargo-pytania: Nasza konkurencja znowu podkradła nam a to fragment opisu oferty, a to zdjęcie przedmiotu! Co mamy robić? Oczywiście sposobów na ochronę (zarówno prawnych, jak i technicznych) jest wiele, ale nie wszystkie one są proste, nie wszystkie też są skuteczne.
O prawno-technicznych pomysłach na ochronę utworów napiszę przy innej okazji. A dziś króciutko – tylko o jednym, fantastycznie prostym i genialnie skutecznym sposobie walki z nieuczciwą konkurencją, która kradnie nie tylko nasz zasób, ale z wyrachowania, tudzież z lenistwa, wkleja do swojej oferty adres wywołujący dany utwór bezpośrednio z naszego serwera.
Oto dwie pouczające historie, jakich dostarczyli mi uczestnicy moich szkoleń:
Jeden ze sprzedawców (nazwijmy go Biznesiński) oferował na Allegro markowe i dość kosztowne plecaki i torby. Pewnego dnia stwierdził, że na stronie jego rynkowego rywala znalazły się jego własne (Biznesińskiego) fotografie, a konkretnie ścieżki dostępu wywołujące obrazy bezpośrednio z jego zasobów (oprócz kradzieży grafiki, konkurent kradł więc też transfer uczciwemu sprzedawcy). Aby dać prztyczka w nos złodziejowi, autor podmienił więc plik źródłowy, zastępując fotografię drogiego plecaka zdjęciem… papierowej torebki! (Jednocześnie zmienił też adres pliku w swoich ofertach sprzedaży, tak aby nadal wskazywał właściwy obraz). Efekt: konkurent został ośmieszony w oczach swoich klientów i skompromitowany jako osoba niepoważna (papierowa torebka za kilkaset złotych…).
Dodam od siebie, że na miejscu Biznesińskiego zachowałbym się chyba mniej łagodnie, przemycając do oferty nieuczciwego rywala informację o jego praktykach i łamaniu praw autorskich.
Identyczną technikę podmiany skradzionego pliku źródłowego zastosował mój drugi rozmówca, z tym, że zemścił się na złodzieju jeszcze solidniej. Człowiek ów sprzedawał mianowicie wózki dziecięce (cena – kilkaset złotych za sztukę). Gdy stwierdził, że inny sprzedawca posługuje się jego zdjęciami, a zwrócenie uwagi nie przyniosło skutku, do fotografii sprzedawanego przedmiotu dodał słowną informację o treści: Przy zakupie wózka – drugi taki sam egzemplarz gratis!
Możesz sobie wyobrazić, Drogi Czytelniku, jaką lawinę zamówień otrzymał nagle ów „dobroczyńca”, który zdecydował się honorować swoich klientów tak wartościowymi gratisami. Dość powiedzieć, że zanim zorientował się, co było przyczyną tak nagłego wzrostu sprzedaży, wielu klientów żądało już spełnienia zadeklarowanej w ofercie gratyfikacji i wydania dwóch wózków za cenę jednego. Jak wiesz, transakcje zawarte na odległość (w szczególności przez Internet) są równoznaczne z zawarciem prawnie wiążących umów kupna-sprzedaży, nieuczciwy sprzedawca musiał więc uczynić zadość roszczeniom kupujących.
Dwie krótkie historie, jeden prosty morał. Którego nie trzeba chyba nawet werbalizować…
Znakomicie zachowali się obaj sprzedawcy i wyobraźni widać im nie brakuje 🙂