Podróże polską koleją mogą boleć. PKP to bowiem salon, przed którym klient powinien dokładnie wytrzeć buty, a najlepiej w ogóle nie wchodzić. Wysokie – notabene – progi. Podróżniku – bój się PKP i Warsa!
25 lutego, kolejny wyjazd szkoleniowy, tym razem z Wrocławia do Szczecina. Miałem jechać autem, ale przed szkoleniem trzeba jeszcze dość mocno poprawić prezentację. W samochodzie się nie da, ale od czego są Polskie Koleje Państwowe?
Walizka z laptopem, przedział barowy, wcześniej ciepły żurek dla dodania energii i można pracować.
A jednak nie, nie można…
13:30 – zawisł nade mną postawny starszy pan, szef lokalu. „Jan Nawrot” – przeczytałem na plakietce. Przemówił, pochylając się konspiracyjnie:
– Bardzo pana przepraszam, ale tu nie wolno korzystać z laptopów.
– Nic mi o tym nie wiadomo – odparłem.
– Nasz regulamin na to nie pozwala.
– Przykro mi, ale mam pracę do wykonania na jutro. Dlatego właśnie wybrałem pociąg z wagonem barowym, by zdążyć to zrobić [faktycznie, samochód został przed dworcem – przyp. Dutkonia].
– Pan nie rozumie, mamy regulamin, który zabrania… Zaraz przyniosę.
Rzeczywiście. Przyniósł. Mają. Sfatygowany wyciąg z przepisów z adnotacją „Do wiadomości franczyzobiorcy” (to nie ja). W paragrafie którymś (bodaj 12) stoi jak wół: „Zabrania się korzystania z laptopów”.
Człowiek starszy, ja – gówniarz (ledwie zaczął iść czwarty krzyżyk). Toteż z grzeczności wobec wieku, o jaką i wieszcz Mickiewicz, i wieszcz Kaczmarski wnosili, ująłem w dłonie, przeczytałem i orzekłem:
– Zgadza się, w regulaminie jest. Tylko że kupując bilet nie dostałem takiej informacji ani „regulaminu” podróżowania. Zapewniam, że w takim przypadku nie ambarasowałbym Państwa, ale wybrał inny środek loko…
– Panie, czy pan nie rozumie, że nam pan w pracy przeszkadza? Ja bardzo proszę, aby opuścił pan wagon restauracyjny, blokuje pan dwa miejsca…
– Miejsce obok mnie jest wolne…
– …zajmuje pan dwa miejsca i inni nie mogą skorzystać.
Przyznam, skład był dość obłożony, ale kilka miejsc w restauracyjnym jeszcze wakatowało. Tym bardziej nie miałem gdzie uciec, bo ludzie stali na korytarzach (widać to na zdjęciu), przedziały pozajmowane. Co ciekawe, przy innych stolikach siedziało kilkanaście osób, które również zasiadły we Wrocławiu, i które również nie wykazywały skłonności by pójść w zatłoczone wagony. Jedno, co współpasażerów różniło ode mnie, to że zamiast laptopów mieli książki, notatki, kanapki (także własne…). Narzędziem zbrodni był więc komputer (gdyby chociaż Apple – rzekłbym „jabłkiem niezgody”).
Masz laptopa – jesteś zły. I masz bardzo wielkie kły. Grrrrryyyyaaa!
Poczułem się jak Yeti. „PKP – pomyślałem – nie takie to znowu dziwne”.
Mój interlokutor, zawisłszy nade mną niczym jutrzenka kapitalizmu nad wychodzącym z wiecznej zmarzliny socjalizmu Związkiem Radzieckim, perorował:
– No więc przeszkadza mi pan w pracy, blokuje miejsce i korzysta z laptopa!
– Zauważę, że jestem państwa klientem…
– No tak, ale pan nie konsumuje, a korzysta z laptopa i zajmuje miejsce.
– No to ja przepraszam, że zajmuję miejsce [z nutką ironii]. Przed chwilą zjadłem żurek…
– Jeśli pan skonsumował, to proszę zamknąć laptopa i opuścić wagon.
– Pan mnie wyrzuca? Podczas gdy ja mam bilet. Poza tym chcę jeszcze zamówić herbatę, bo droga do Szczecina długa…
– Bilet pan ma na jazdę pociągiem, a nie na zajmowanie miejsca w wagonie Wars. Bilet pan kupił od PKP, a Wars to Wars, my mamy regulamin, my mamy zasady. Nie może pan tu siedzieć i korzystać z laptopa.
– Ale żurek zjeść mogę?
– Żurek może pan.
– Więc jeśli mam laptopa i nie mogę z nim siedzieć, ale żurek mogę, to może dobrze by było, gdybym wysiadł i biegł z tym żurkiem i laptopem obok wagonu Wars?
– Tak pan może – padło bez ironii i na poważnie (!).
Tako rzecze Dutko Maciej:
– Czy pan słyszał własne słowa?…
– Panie, bo pójdę po kierownika pociągu.
– Nie zatrzymuję.
– No tu będzie potrzebna interwencja SOK [dla niewtajemniczonych: Straż Ochrony Kolei, jak sądzę; chyba że autor wizualizował sobie już sok pomidorowy na ekranie i klawiaturze mojego notebooka – w dziwnym świecie kota Filemona, czytaj Polskich Kolei Państwowych, wszystko jest możliwe].
– Proszę mnie zrozumieć: nie chcę wchodzić w spory, ale jutro mam ważne szkolenie, na które bezwzględnie muszę przygotować prezentację. Nie jest moim kaprysem, by zajmować miejsce właśnie w pana wagonie. Kupiłem bilet na ten pociąg właśnie dlatego, że macie barowy. Zostawiam pieniądze – i za przejazd, i za żurek, i kanapkę zaraz chcę kupić, i herbatę – bo zimno…
– Dobrze, zaraz będziemy inaczej rozmawiać.
I zniknął.
[Zanuciłem sobie Janerkę Lecha: A jednak znikł, tradycyjnie wziął i znikł. Kawy już nie dopił, jak jakiś patofil, a może to był tylko sen. A może to był tylko krótki film].Gdy 15 minut później zamawiałem herbatę (głupi jakiś?), dowiedziałem się, że Polacy – to oczywiście nie było o mnie – to perfidne gbury i fantaści. Dlaczego fantaści – nie wiem. Zapłaciłem 5 zł, po czym na ladzie przede mną wylądowała taca z herbatą, a tuż obok rzucona gniewnie saszetka cukru, łyżeczka i ciastko PKP.
Ciastko zostawiłem panu Nawrotowi. Na osłodę tego gorzkiego losu…
I tak się zastanawiam, czy jeszcze kiedykolwiek wsiądę do czegoś, co ma znaczek PKP.
A Ty?
Co wy piszecie niedorozwojem. Klient kupując bilet bez gwarancji miejsca zawiera umowę z PKP więc się że jego miejscem jest korytarz a nie Wars. Franczyzobiorcy muszą płacić PKP za wagon w każdej relacji muszą płacić firmie Wars muszą opłacić pracownika zużycie itd więc jak oni mają zarobić gdy barany debile siadają z laptopami i zamówią herbatkę za 5 zł i beda przy niej siedzieć 8 lub więcej godzin. Chcesz coś zrobić na laptopie to na korytarz na schody albo leć sobie samolotem debilu. Na miejscu Pana Nawrota poszedłbym do kierownika pociągu i wywalilbym cię na zbity ryj
Slawek, dziękuję za „intelektualny” głos w dyskusji.
Wybacz, że nie odpowiem merytorycznie. Poddaję się sile Twojej racjonalnej argumentacji;)
Ściskam,
– debil Maciej
Historyjka zabawna i faktycznie, jakby z filmu kultowego dla ludu i mało lubianego przez towarzyszy, reżysera Stanisława Barei.
No… ale postawa głównego bohatera wzorowa, jakby wykłuta jeszcze „…z żelaza” w czasach dawnych, i oczywiście szczęsliwe zakończenie tragifarsy 🙂
…nawet jeżeli jest to lokal „Jan Nawrot” , a nie nazwisko tego „obsługa” to należy „pogratulowac tego, że właściciel zatrudnia ograniczoną umysłowo obsługę (czy tak ma wyglądac współczesna PKP, czy jak tam się nazywa spółka działająca?).
Dam dwie rady:
1) takiemu „śmiec-obsłudze” dajesz 10 zł(lub 10 euro) i masz spokój,
2) ja bym złożył skargę właścicielowi firmy (PKP – gastronomia?) za szykanowanie pasażera (teraz można uzyskac odszkodowanie – jak nie szkoda czasu na chandryczenie).
A ja chętnie! Takie przygody tylko z PKP:) Powinni postawić w drzwiach Warsu osobę, która będzie sprawdzać czy wchodzący nie ma laptopa i czy krawat ma bo… „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się”…. Szkoda tylko, że zniechęcając do podróży pociągiem generuje się przez to więcej samochodowych podróżników…