Brytyjski miesięcznik dla polskich przedsiębiorców „Nasza Kasa na emigracji” przepytał mnie na temat nowo wydanej książki „Prawo w e-biznesie” i przepisów, które dręczą polskich e-sprzedawców. Chcesz poczytać?
Redakcja: Maćku, jesteś przedsiębiorcą, właścicielem kilku firm, autorem książek oraz trenerem i konsultantem w zakresie internetu. W dzisiejszych czasach wiele osób próbuje rozpocząć swój biznes online lub skorzystać z tej bardzo powszechnej formy dotarcia do klientów. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że powinien znać – przynajmniej w zakresie podstawowym – prawo w e-biznesie.
Dutko: Powiem więcej: wielu e-sprzedawców zachowuje w kwestiach prawnych… hmm… „daleko posuniętą beztroskę”. Zwłaszcza, że osoby początkujące w e-biznesie (co logiczne) to najczęściej osoby rozpoczynające aktywność zawodową w ogóle, a więc młodzież w okolicach 20-25 lat. W tym wieku myśli się raczej kategoriami pasji, możliwości i rozwoju niż ograniczających przepisów czy coraz bardziej restrykcyjnych (zwłaszcza w Polsce) zasad…
A zatem niestosowanie się do tych przepisów grozi takimi samymi, a nawet poważniejszymi konsekwencjami, jak przy prowadzeniu biznesu poza internetem?
Niestety – z poważniejszymi. Z tej prostej przyczyny, że szara strefa czy – po prostu – wszelkie błędy przedsiębiorców w internecie są znacznie lepiej widoczne niż w świecie offline. Także złudne poczucie anonimowości i braku nadzoru jest pułapką, w którą łatwo wpaść. Nie ma łatwiejszego do kontrolowania ekosystemu niż środowisko wirtualne…
Inna sprawa, że i konsument kupujący przez internet jest chroniony niepomiernie silniej niż ten kupujący w realu. Ma to pewną logikę z punktu widzenia klientów, ale też znaczne konsekwencje dla e-sprzedawców. I bardzo dobrze – w mojej ocenie bowiem pierwsze dwie dekady e-handlu pokazały, że pokusa internetowego sprzedawcy, by troszkę za bardzo podkoloryzować oferowany produkt, jest większa niż w prawdziwym świecie. W internecie klient nie może dotknąć, przymierzyć czy zobaczyć produktu, dlatego dodatkowa ochrona, nałożona nań niemal z urzędu, nie jest pozbawiona sensu. Acz praktyka pokazuje, że często jest to ochrona iluzoryczna, a instytucje takie jak Federacja Konsumentów czy Rzecznik Praw Konsumentów często pozostają bezsilni i/lub bierni wobec nieuczciwych e-sprzedawców. Ale to temat na inną rozmowę…
Zatem prawo konsumenckie w internecie działa inaczej niż poza nim, a konsument jest bardziej uprzywilejowany?
Może nie tyle prawo działa „inaczej”, bo podstawowe zasady są takie same. Natomiast na pewno stwarza dodatkowe warunki i restrykcje wobec e-sprzedawców. Taką drzazgą w oku e-sprzedawców jest na przykład prawo klienta do zwrotu towaru zakupionego na odległość, jeżeli towar ten z jakiegoś powodu nie przypadnie mu do gustu. Sprzedawców tradycyjnych obowiązek przyjmowania zwrotów nie dotyczy, bo – zgodnie z logiką – klient już w chwili zakupu może dokładnie i na żywo obejrzeć towar.
Bardzo popularny jest dzisiaj e-handel aukcyjny, np. z wykorzystaniem serwisu Allegro. Jednak wiele osób wciąż korzysta z tej formy nie płacąc podatków czy nie dokumentując sprzedaży. Czy w każdym przypadku jest to konieczne i czy każdy, kto sprzedaje na Allegro, powinien posiadać działalność gospodarczą?
To pytanie stare jak świat, czyli… jak serwis Allegro:).
Odpowiadając: nie, nie każda forma działalności sprzedażowej na Allegro rodzi obowiązek założenia firmy. Jeśli wyprzedajemy np. przedmioty używane lub pojedyncze egzemplarze przedmiotów nowych (np. nietrafione prezenty), to trudno mówić o „działalności gospodarczej”. Acz zdarzały się w Polsce wyroki, gdzie mimo sprzedaży produktów różnych i używanych (np. odzież i zabawki dziecięce, sprzedane przez jedną z mam), sąd uznał, że przy tak dużej skali sprzedaży należało już zarejestrować firmę.
Ogólna zasada jest prosta: rejestracji i opodatkowaniu podlega ta forma działalności, która ma „charakter zorganizowany i ciągły”. Jeśli więc kupujemy coś w celu odsprzedaży i/lub powtarzamy te działania, czyniąc je sposobem na regularny zysk, wedle przepisów należy pomyśleć o rejestracji firmy.
W razie wątpliwości w rodzaju „czy to już?” zalecam udać się do dobrego księgowego lub radcy prawnego i zainwestować 100-200 złotych w poradę, która być może pozwoli zaoszczędzić znacznie więcej…
A o czym powinna pamiętać osoba, która chce uruchomić swój własny sklep internetowy?
Przede wszystkim o tym, że zakładając e-sklep ewentualne wątpliwości, o których wspomniałem wyżej, praktycznie przestają istnieć. O ile bowiem swobodna sprzedaż drobiazgów na Allegro czy eBay’u nie musi być jeszcze „na poważnie”, o tyle już sam fakt założenia własnego e-sklepu jest przez urzędników postrzegany jako pierwszy przejaw „zorganizowania” aktywności biznesowej i nadania jej „charakteru ciągłego”.
Generalnie rzecz biorąc: e-sklep = rejestracja firmy.
Czy prowadząc e-biznes i posiadając własną stronę internetową konieczne jest zgłaszanie zbiorów danych do GIODO?
W kwestii GIODO i ochrony danych osobowych chętnie oddam głos moim kolegom-prawnikom, którzy specjalizują się w tej tematyce. W tym celu zapraszam do lektury naszej najnowszej książki, „Prawo w e-biznesie”, gdzie w rozdziale 6 szczegółowo wyjaśniono obowiązki e-sprzedawców i prawa e-kupujących w zakresie ochrony danych osobowych i polityki prywatności.
Jaką formę działalności Ty rekomendujesz dla e-biznesu? Działalność jednoosobowa, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, a może firma poza granicami kraju?
Jeśli mówimy o działalności na niewielką skalę, dziś jestem gorącym zwolennikiem spółek z o.o. (tudzież ich zagranicznych odpowiedników, np. niemieckiej GmbH czy brytyjskiej Ltd).
Jednoosobowa działalność gospodarcza jest nieco prostsza w rejestracji, stąd jej olbrzymia popularność. Jednak według mnie jest też formą… najgorszą z możliwych. Po pierwsze: powoduje, że ryzyko, jakie podejmujemy w biznesie, przenosi się na nasz prywatny majątek i życie (ergo: jeśli Twoja firma zbankrutuje i będzie mieć długi, komornik może zabrać na ich spłatę Twoje prywatne mieszkanie czy auto; tymczasem spółka z o.o. – jak sama nazwa wskazuje – pozwala ograniczyć odpowiedzialność do wysokości wniesionego kapitału zakładowego, który w Polsce może wynosić zaledwie 5 tys. zł). Daje więc bardzo zdrowy bufor, pozwalający odgrodzić życie prywatne od działalności gospodarczej. (Dramatyczne skutki nierozdzielania obu tych obszarów opisał Kamil Cebulski we wstrząsającym thrillerze urzędniczym pt. „Biznes w kraju dziadów”).
Po drugie: spółka daje więcej możliwości optymalizacyjnych choćby pod kątem coraz bardziej znienawidzonych przez Polaków składek ZUS. Prowadząc działalność gospodarczą takie składki bezwzględnie trzeba płacić; w przypadku spółki z o.o. z minimum dwoma wspólnikami ZUS nam odpada, co oznacza nawet kilkanaście tysięcy złotych oszczędności rocznie w przeliczeniu na osobę. Nie muszę chyba dodawać, ile taka kwota znaczy dla początkujących przedsiębiorców, o których „być albo nie być” decyduje każdy tysiąc.
Zagraniczne spółki z ograniczoną odpowiedzialnością to jeszcze inny temat, pozwalający poczynić również znaczne oszczędności podatkowe. Ale tu z kolei po szczegóły odeślę na stronę www.WolnyOdZUS.pl, która precyzyjnie wyjaśnia, o co chodzi i jakie firmy (bo nie wszystkie!) mogą z tej opcji skorzystać.
Ostatnio pojawiła się bardzo interesując książka pod Twoją redakcją „Prawo w e-biznesie”, gdzie znajdują się wartościowe porady uznanych ekspertów. Dlaczego zdecydowałeś się stworzyć taką publikację i czego można się z niej dowiedzieć?
No dobrze, przyznam się: przede wszystkim dlatego, że… sam zawsze miałem problemy z odpowiednim zrozumieniem tak elementarnych kwestii, jak gwarancje, reklamacje, rękojmie, ochrona danych osobowych, polityki prywatności, kwestie prawno-podatkowe itd.
Zresztą, do dziś nie lubię tych tematów i nie czuję się w nich ekspertem, dlatego do opracowania tych konkretnych zagadnień zaprosiłem kilku świetnych specjalistów, w tym Konrada Cioczka, Kubę Szajdzińskiego i Paulinę Trzeciak z Kancelarii ENSIS oraz Piotra Szulczewskiego, pracującego dla serwisów PIT.pl, VAT.pl i Bankier.pl. Zespół „Prawa w e-biznesie” rozpracował te tematy tak, aby były strawne dla zwykłego e-przedsiębiorcy.
Po drugie: coraz bardziej wkurza mnie to, że „źli” politycy mnożą przepisy, które – i owszem – dają dodatkową ochronę kupującym, ale niezwykle hamują rozwój e-commerce. Z kolei „źli” prawnicy w swoistej modzie na zaostrzanie przepisów znaleźli żyłę złota, ciągając po sądach kolejnych e-sprzedawców np. za błędne zapisy w regulaminach lub za niespełnienie wszystkich wymogów prawnych.
Książka „Prawo w e-biznesie” (www.prawowebiznesie.pl) ma być podręcznym kołem ratunkowym, które pozwoli osobie prowadzącej e-sklep czy sprzedaż na Allegro zadbać o minimum niezbędnych formalności i zabezpieczyć się przed „łowcami skalpów”. Zresztą nie bez powodu książka nosi dużo mówiący podtytuł: „Wszystko, co musisz wiedzieć, żeby prowadzić e-biznes i spać spokojnie”.
Patrząc na sprzedaż tej książki potwierdza się, że Polacy nie są ignorantami. Na rynku jest ogromne zainteresowanie znajomością prawa w e-biznesie, tylko wcześniej nie było możliwości znalezienie jej w przystępnej zrozumiałej dla każdego formie.
Może to być zaskakujące, ale… pracując nad tą książką bałem się, że nie zostanie ona przyjęta przez e-przedsiębiorców z należnym zainteresowaniem. W ostatnich latach zauważyłem bowiem, że osoby zajmujące się e-biznesem bardzo mocno interesują się zagadnieniami marketingowymi, pozycjonowaniem swoich stron, poprawą ofert sprzedażowych czy udoskonalaniem obsługi klienta; natomiast kwestie prawne bardzo często były zaniedbywane. Na zasadzie: „Leczymy dopiero, kiedy zaboli”.
Przyznam się nawet do pewnej porażki, jaką zaliczyłem blisko rok temu: musiałem odwołać szykowany przez dwa miesiące projekt szkoleniowy „Akademia E-prawa”, ponieważ z całej Polski zgłosiły się… zaledwie dwie osoby, chcące podciągnąć się w tym temacie. Obawiałem się więc, że podobne „niezauważenie” może dotknąć książkę o tej tematyce.
Tym milszą niespodzianką była informacja, że książka „Prawo w e-biznesie” jednak została momentalnie dostrzeżona przez polskich e-sprzedawców i w dwa tygodnie od premiery trafiła na Listę Bestsellerów wydawnictwa Onepress. Mam nadzieję, że nie skończy się na medialnym sukcesie, ale że będzie to publikacja, która wywrze faktyczny wpływ na poprawę całego polskiego e-handlu. No i że uratuje skórę niejednemu e-sprzedawcy…
Czyli po przeczytaniu „Prawa w e-biznesie” z nowym wartościowym zasobem wiedzy można otworzyć swój własny biznes internetowy w możliwie efektywny i bezpieczny sposób?
Oczywiście… że nie:). Nie wystarczy „przeczytać” – trzeba też wdrażać. Natomiast rady zawarte w książce są konkretnymi drogowskazami i każdy e-sprzedawca, który nie chce paść łupem urzędników lub złych prawników, znajdzie tu wyraźne wskazówki, jak zabezpieczyć się formalnie i skupić na rozwijaniu biznesu.
Dziękujemy i życzymy jeszcze większej sprzedaży i wielu sukcesów.
Dziękuję.
Dodaj komentarz