Ciekawe pytanie od ciekawego e-przedsiębiorcy: „Kto ogarnie nam cały marketing i nie zje nas finansowo?”. To pytanie słyszę średnio kilka razy w miesiącu. Weźmy je zatem na tapet.
Jakub napisał:
Cześć Maciek, na ostatnim zjeździe ASBIRO umawialiśmy się na kontakt. Prowadzimy sklep stacjonarny z biżuterią, złotą i srebrną. Specjalizujemy się w sprzedaży obrączek.
Potrzebuję twojej pomocy. Czy masz pomysł na nazwę dla naszego sklepu? Chodzi o prostą nazwę, którą można łatwo wpisać i odnaleźć w internecie przez klienta. Czy masz jakiś pomysł lub wskazówki? Oprócz tego czy miałbyś kogoś polecić, kto ogarnie cały marketing, ale nie zje nas finansowo. Chodzi o przyciągnięcie klientów.
Firma istnieje od 20 lat, ale z marketingiem nie miała nic nigdy wspólnego. Prosiłbym o twoją pomoc.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Kuba
Cześć Kuba,
dzięki za kontakt. Zacznę od drugiego pytania: już te 5 słów „ktoś kto ogarnie cały marketing” zakrawa na cud; a niezostanie pożartym finansowo to już tylko mało znacząca wisienka na tym nieistniejącym torcie.
Dziś nie ma czegoś takiego, jak „ogarnięcie całego marketingu” – sam marzę o jakiejś magicznej firmie, która zrobiłaby mi „cały marketing” a to dla kolejnego projektu, a to dla mojego Korekto.pl, a to dla „Biblii e-biznesu 3” – im dłużej rozmawiam z kolejnymi agencjami marketingowymi, tym lepiej rozumiem, że jeśli to Ty, jako właściciel firmy, nie poprowadzisz ich za rękę, nie zrobią nic więcej niż puszczenie mailingu (pewnie do kupionej bazy, a więc do tzw. zimnych klientów, którzy mają gdzieś to, co robi Twoja firma), albo co najwyżej skonstruują Ci reklamę na Fb (co w zasadzie możesz zrobić sam, bez płacenia 2-3 tys. zł miesięcznie za „zarządzanie” taką kampanią).
Wybacz mój cynizm, ale im bardziej szukam Świętego Graala marketingu, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że sprzedawcy łopat zarabiają dużo lepiej na łopatach niż Ty na złocie, które chcesz nimi wykopać. Jeśli natomiast miałbym w kilku punktach powiedzieć, jaki marketing działa, to:
- Marketing rekomendacyjny. Dodaj firmę do „Opinii Google’a” (jeśli jeszcze jej tam nie ma) i każdego zadowolonego klienta proś, by dał Ci 5 gwiazdek, napisał zdanie komentarza i – jeśli łaska – polecał Twoją firmę także swoim znajomym. Według mnie, uczciwy marketing rekomendacyjny jest dziś sposobem nr 1 na sensowne i efektywne promowanie marki i pozyskiwanie nowych klientów. Od lat powtarzam, że jeśli „content is king”, to „recommendation is queen”!
- Rób dobry content. Prowadź bloga, wartościowy fanpejdż na FejsBogu, wysyłaj njuslettera z ciekawymi informacjami, występuj na konferencjach branżowych, pisz artykuły tematyczne (a może napisz książkę?), udzielaj się w mediach jako ekspert. Brzmi trudno, ale kiedy wbijesz się na pewien poziom, Twoja marka stanie się synonimem branży, a Ty – profesorem Miodkiem od obrączek😉. Mówię o tym m.in. w książce „Efekt tygrysa”.
- Bądź inny niż inni. Znasz firmę Lindner reklamującą swoje trumny… z udziałem nagich modelek? Albo Zakład Pogrzebowy A.S. Bytom, który ma ponad 340 tys. fanów na Fejsbuku dzięki temu, że robi sobie jaja ze śmierci? Kuba, słuchaj: skoro sprzedajecie obrączki, może warto spróbować przełamać schemat „grzeczności” i „świętości” małżeństwa, i zacząć się delikatnie nabijać z tej instytucji i jej „ofiar”? Ale nie tak, by zniechęcać ludzi do niej, lecz by pobudzić u nich poczucie abstrakcji i autoironii, a zarazem chęć udowodnienia, że z nimi będzie inaczej i stworzą naprawdę fajny związek.
Może więc na przykład obrączki zwizualizowane jako… kajdanki? Albo jako nieostra lornetka, przez którą patrząc zakochani zamazują sobie prawdziwy obraz drugiej osoby😉? Albo obrazek, w którym obrączka – zamiast palca – zaczyna ściskać delikwentowi gardło, dusząc go? To pomysły na szybko – oczywiście możecie pomyśleć o czymś bardziej subtelnym (a może odwrotnie: bardziej hardkorowym? Albo erotycznym? Albo dwuznacznym?). Spuśćcie wyobraźnię ze smyczy i wbijcie się w Google’u na pierwszą pozycję spośród 9,5 milionów wyszukań dla słowa „obrączki”! - Opcja dla leniwych: płać za reklamy (Google Ads, Fb Ads, Allegro Ads). Zapłacisz i jesteś wyżej w wynikach wyszukiwania albo Twój komunikat wbija się w oczy ludziom przeczesującym te serwisy. Plus: jest łatwe i jakieś tam fekty (to nie literówka – mam na myśli konkretnie „fekty”) powinno dać. Minus: robią to wszyscy, którym nie chce się realizować punktów 1, 2 i 3. Skutek: cały czas gra się w lidze przeciętniaków, ale wielu przedsiębiorcom to wystarcza.
Druga kwestia: marka (w znaczeniu zawężonym do nazwy). To może być coś swojskiego, zawierającego w sobie call to action (np. Zaobrączkuj.pl, na wzór choćby Pracuj.pl) albo coś bardziej wysublimowanego, a zarazem prostego. To ostatnie fajnie można zrealizować podglądając obcojęzyczne nazwy naszego produktu (może więc Annelo.pl – to „obrączka” po włosku; albo Circulum.pl – okręg/obrączka/pierścień po łacinie; ale równie dobrze możecie polecieć po „złocie”, „biżuterii” lub bardziej elastycznie: „pięknie”, „ozdobach”, „atrakcyjności” itd.).
Owocnego biznesu,
[…] nienależycie stosowanego marketingu – rekomendacja (o której pisałem z kolei w artykule „Content is king, recommendation – queen”). Marketing rekomendacyjny uważam za jeden z najcenniejszych, najmądrzejszych, […]
[…] content marketing. Wszyscy wiedzą, że „content is king” (pamiętasz: „Content is king, recommendation – queen”?), ale mało kto ma na co dzień czas, by „robić treść”. No więc może to dobra […]
[…] „Content is king, recommendation – queen. Czyli jaki marketing działa, a jaki – nie?”, […]