W kwietniu minie 20 lat od śmierci Nieśmiertelnego. Jak wyglądałby dziś pościg służalczych psów za wolnym wilkiem, gdyby Kaczmarski mógł go wyśpiewać zza grobu? I kto zechce zagrać i wykrzyczeć „Obławę 2024”?
Ale najpierw – szczypta tła i kilka anegdot z moich z Kaczmarem zetknięć. No chyba że nie interesują Cię historyje sprzed dwudziestu kilku lat i wolisz od razu sprawdzić, jak dziś mogłaby brzmieć wersja jednego z trzech najbardziej kultowych utworów Barda i Kanalii w jednym – w takim razie przeskocz tutaj.
Anegdota 1:
Jacka Kaczmarskiego po raz pierwszy spotkałem bodaj w 1999 (wybaczcie, jeśli coś pokręcę w datach czy faktach) we Wrocławskim Teatrze Polskim, przed słynnym koncertem, w którym trio: Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński wgniotło publiczność w krzesła aż do kręgu T7 (czyli tam mniej więcej, gdzie niektórzy mają serce). Minęło 25 lat, a nadal mózg wibruje mi od wykrzyczanej przez tę Trójcę „Kantyczki z lotu ptaka” czy Gintrowskiego „Ja”…
Ale zanim tercet wkroczył na scenę, natknąłem się na Kaczmara gdzieś w kuluarach. „Ależ krasnolud!” – moje pierwsze wrażenie. „I narcyz!” – wrażenie numer dwa, gdy na: „Mistrzu, Mistrz pozwoli: moja córka!” – eleganckiej damy podsuwającej bardowi (niczym szynkę – Reksiowi) swojego ślicznego pomiota – niewysoki poeta pochylił głowę i cmoknął z niekrytą wyższością podaną dłoń, puentując: „Kaczmarski!”. Po czym wykonał mistrzowski zwrot przez rufę, minął zdumioną damę, nieskonsumowaną latorośl i przypadkowego mnie, sunąc pustym korytarzem w dal.
Jako knujący 20-letni studenciak – posiadacz pokaźnego naręcza płyt CD, przed wyjściem na koncert wpadłem na diabelny koncept: „Zawezmę owe płyty, a raczej same książeczki, i niech Kaczmarski podpisze. A co!”.
– Komu? – zapytał zblazowany Kaczmar, gdy w antrakcie podsunąłem mu pierwszy zeszycik do podpisu.
– Sam podpis proszę – rzuciłem, rzucając kolejnych kilka książeczek na stolik.
Dopiero wtedy Wielki Narcyz wzniósł zdumiony wzrok i – mimo braku bruderszaftu – sarknął:
– Jesteś łowcą autografów?
– Nie – odparł strwożony bezpośrednim kontaktem wzrokowym ze Złośliwym Bogiem Dutkoń. – Inwestorem: kiedy Kaczmarski umrze, pewnie uda się zarobić na tych podpisach.
– Phi! – parsknął bez rymu poeta, po czym wrócił do katorżniczego podpisywania własnych wypłodów.
Nie spodziewałem się, że minie zaledwie 5 lat, gdy Kaczmar zemrze. Nie spodziewałem się też, że minie zaledwie 7 lat, gdy parę sprzedanych wówczas płyt z owymi autografami poratuje mnie podczas największego bezkasia, w jakie popadłem, umożliwiając spłatę raty kredytu hipotecznego i ratując przed przejęciem przez bank mieszkania. I nie spodziewałem się, że jakieś 20 lat później jedna z pozostałych jeszcze płyt z autografem pójdzie na OLX za… 50-krotność ceny, za jaką została zanabyta w Empiku.
A i tak z ówczesnych spotkań zostały jeszcze (i ceną dojrzewają tu) „Sarmatia”, „Wojna postu z karnawałem” oraz książka „Autoportret z kanalią”:
Anegdota 2:
Koncert w Teatrze Polskim to była masówka. W przeciwieństwie do tego w klubie Gumowa Róża Martyny Jakubowicz. Tu mniejszą rolę grał Portos, PATOS i Aramis, a większą – Spontan, Luz i Niedoskonałość (swoją drogą, gdy dowiedziałem się, że Kaczmar za taki występ inkasuje mniej niż moje ówczesne stypendium, żal mi się zrobiło człowieka…).
Ale nie o tym. O tym, że – gdy końca dobiegła przerwa i Śpiewak wrócił z fajka, wyrzucając pudełko po salemach do kosza, natentychmiast zerwał się jeden z psychofanów, wygrzebał zdobycz z kubła, po czym z miną zwycięzcy Super Bowl zasiadł obok mnie.
Zmilczałem. Aż do dziś, bo jednak funkcja Kronikarza Absurdu zobowiązuje.
Anegdoty 3, 4, 5 i 6:
Był też pamiętny koncert w Klubie Związków Twórczych (Wrocław, Rynek). Jak wyżej: kameralny i na luzie – poeta Kaczmarski śpiewał rubasznie a buńczucznie, plując na lewo i prawo, czego niemile doświadczyłem siedząc w pierwszym rzędzie, o półtora długości gryfa od Osobnika…
Zwłaszcza, gdy Kaczmar wycharkiwał (bo śpiewem tego nazwać nie można, bez urągnięcia ósmemu przykazaniu) „Warchoła”:
Zły? – być może. Dobry? – a czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie.
Dajcie żyć po swojemu – grzesznemu,
A i świętym żyć będzie przyjemniej!
To, że zostałem expressis verbis opluty przez pana Kaczmarskiego, wybaczam. Choćby za to puszczone oko w oko przy słowach, by dać żyć po swojemu – grzesznemu, które do dziś jest też jednym z moich mott.
Druga historia z tegoż koncertu: rozpoczyna Kaczmar „Encore”:
Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek –
Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie…
– przerywa, chichra się, po czym leci jeszcze raz.
Sympatycznie.
Trzecia rzecz: Kaczmarski próbuje coś pośpiewywać, ale ma konkurencję. Otóż pamiętajmy (kto nie wie), że Klub Związków Twórczych to taka piwnica, tyle że na piętrze: powierzchnia mikra, wysokość – takaż, odległość do baru – zadowalająca dla beznogiego i dla alkoholika (a dla beznogiego alkoholika wręcz piękna). Gdy więc Bard Nasz Narodowy próbuje wykrzykiwać swoje kolejne niekwestionowane dzieło, dama przy barze raczy się głośnym a radosnym dyskursem z barmanem, zakłócając koncert. Kosmiczny Narcyz nie zdzierżył, przerwał song i teatralnym (bo do mikrofonu) szeptem zaapelował: „Czy ktoś może poprosić panią, by poszła śmiać się gdzie indziej?”.
Jako klasyczny bóg grecki (przemądrzały, a zazdrosny, przy tym – ciut jednak mniejszy), dziś całkowicie rozumiem, co tamten autorytarny Autor miał na myśli…
Ten sam lokal, ten sam koncert, ten sam Bard. Któren podczas przerwy koncertu w Teatrze Polskim oblężon był niczym Konstantynopol w 1453, tu jednak przegrał z… piwem! Pospólstwo powstało, odwróciło się na pięcie i zmierzyło ku barowi (nie: BarDowi!), zostawiając Legendę w swego rodzaju niebycie.
Przy scenie zostali tylko przyszłej świętej pamięci (bo jeszcze żyję) ja, Dutkoń, i mój totalnie przypadkowy oboksiedziciel. Któren to chwycił mnie za połę pulowera, rzekłszy: „Chodź! Jest nasz!”.
Nie wiem, po co, wszak Kaczmarski – jak Mickiewicz, Norwid, Stachura albo inny Rammstein – należy do wszystkich. No ale wstałem i „poszłem”.
Zażenowanie level 1: gdy bezimienny kolega, mający na wyłączność niezagospodarowanego a zdziwionego taką nonszalancją Poetę, zarzucił pytanie: „Mistrzu! Mistrzu?… Yyy… Jak żyć?!” [a wiedzcie, że było to wiele wiosen przed erą premiera T. Pre-plagiat może?…].
Zażenowanie/niesmak nr 2: gdy Poeta, zamiast [pre-plagiatując innego mENża stanu] rzec: „Spieprzaj, dziadu!”, zaczął szyć mniej więcej: „To jedno z pytań fundamentalnych, które ludzie zadają sobie od zawsze i będą sobie zawsze zadawać. Jest wiele możliwości; najważniejsze, by znaleźć własną drogę i żyć zgodnie z sobą…” – pewnie grzebiąc w odmętach pamięci nieco poprzekręcałem, ale pamiętam, że stojąc wtedy z potencjalnym noblistą i jego psychofanem, czułem – niczym Wan Klod-Żan Dam – podwójne uderzenie zażenowania…
Coś tam jeszcze było, jakaś krótka, przelotna wymiana zdań we wrocławskim Imparcie, jakieś krótkie mignięcie na koncercie z okazji 20-lecia „Solidarności”, ale obyło się wtedy bez większych obciachów (o jednym małym opowiem, ale prywatnie, przy wódce, jeśli jakiś śmiałek postawi), bez krwi i bez śliny tryskającej na słuchaczy. Zatem nie ma o czym mówić.
Chociaż… Podczas koncertu na wrocławskim rynku, zamówionego dla uczczenia rocznicy powstania NSZZ „Solidarność”, uderzyło mnie, jak bardzo niewiele zrozumienia nadal mają odbiorcy tego Autora. Otóż po utworze „Dwadzieścia lat później”, w którym Kaczmarski wykrzyczał o muszkieterach – już nie tych samych – dojrzałości pożółkłych goryczą, którzy zaczęli liczyć się z realiami, choć realia się z nimi nie liczą, zerwał się aplauz (również ze strony szanownych solidarnościowców). A przecież po pieśni takiej i w kontekście obchodzonej rocznicy powinna raczej zapanować smutna cisza… Dość powiedzieć, że godzinę czy dwie po masowym koncercie na Rynku, miałem okazję uczestniczyć również w kameralnym spotkaniu z owymi muszkieterami sprzed 20 lat, które odbyło się na dziedzińcu wrocławskiego Ossolineum. A które prowadzący, ówczesny dyrektor Biblioteki Ossolineum Adolf Juzwenko, rozpoczął zapraszając nobliwych gości do powstania i odśpiewania <<hymnu>> „Solidarności, czyli… „Murów”. A przecież błędna interpretacja najsłynniejszej pieśni w jego dorobku (i nie tylko jej) doprowadziła Kaczmarskiego do niemałej depresji i ogromnego rozczarowania ludzkością; chyba takiego, z jakim piszący te słowa zmaga się na obecnym etapie żywota…
Ale wróćmy do „Obławy”. Tej pierwszej, napisanej w 1974, czyli przez 17-latka! Dziełko, które określiłbym jako „dojrzała naiwność”. No bo równie naiwnych dzieciaków – zachwyciła i porwała, a bardziej dojrzałych krytyków – nieco zniesmaczyła (a zwłaszcza jej kolejne części). Zresztą, policzcie sami chociażby zgłoski/sylaby w poszczególnych wersach – nierówności, że aż trzeszczy… No chyba, że się je zakrzyczy z odpowiednią charyzmą. O naiwności treści, powtarzalności motywów i ogólnym weltshmerzu społecznym nie wspomnę…
Najważniejsze, że „Obława” stała się hitem i jednym z hymnów pokolenia. A że hymny lubią być uniwersalne i pojemne, nie jest trudną sztuką uaktualnić nieco taki utwór, osadzając w dzisiaju.
Na przykład tak [wersja jeszcze ciut robocza]:
Obława 2024
Przeżyłem wiele obław już, zagryzłem kilka psów,
pamiątką: rozerwany grzbiet i kikut łapy.
Spojrzenie wciąż nieufne mam, nieznany spokój snów,
jam stary wilk – już siwy, a kudłaty.
Choć nowy las dokoła mam i złudę bezpieczeństwa,
wciąż strzec się muszę podłych sideł ludzkiej łaski.
Nie koniec jest to bowiem, lecz dalszy ciąg szaleństwa:
od wnyków gorszy fałsz, a od kul – głaski!
Obława, obława, na WSZYSTKIE wilki obława,
te dzikie, zapalczywe w gęstym lesie wychowane.
Znów sidła zastawione, lecz to nienowa sprawa,
nowe sfory – oto nowe zło szemrane.
Coraz mniej jest wolności, coraz rzadszy jest las,
coraz więcej złe tuby wciąż wgrywają bzdur w głowy.
Przed głupotą się broni każdy starszy wśród nas,
lecz już jej nie dostrzega wilk nowy.
Jam jest wilk doświadczony, lecz myśliwy – też nie śpi:
tropi wciąż każdej nocy, szczuje i straszy we dnie.
W jego służbie zaś ekran, który z prawdy znów drwi,
młode wilki łykają te brednie.
Obława, obława, na WSZYSTKIE wilki obława,
te dzikie, zapalczywe w gęstym lesie wychowane.
Znów sidła zastawione, lecz to nie nowa sprawa,
nowe sfory – oto nowe zło szemrane.
Dziś polityk z ekranu wyrzyguje grad kul-słów,
które ranią rozumne i wrażliwe stworzenia.
Dziś dziennikarz rozrywa wszelkie fakty wśród kłów,
zręcznie prawdę w absurdy zamienia.
Dziś masz łykać, co sączy pseudo-mędrzec i spec,
nie dociekać, nie myśleć, nie rozumieć, nie pytać!
Wziąć zasiłek na dziecko, i na prąd, i na piec;
być jak strzelba, lecz nienabita!
Obława, obława, na WSZYSTKIE wilki obława,
te dzikie, zapalczywe w gęstym lesie wychowane.
Znów sidła zastawione, lecz to nie nowa sprawa,
nowe sfory – oto nowe zło szemrane.
Cóż że wolność uwielbiasz, roisz łąki i pola,
wpadasz we wnyk-paragraf, łapa – ciach! i skowyczesz.
„Tak nie wolno!” – zakrzykną; a więc strach i kontrola,
więc się teraz sam prowadź na smyczy!
„Bój się tego, co inne, lecz na swoich wciąż warcz!”
– to ich post-prawd codzienność, to ich post-logik wnyki!
„Bacz, co mówisz, w co wierzysz, kędy stajesz, co masz!”
– niech nagonkę tę przetrwa wilk dziki!
Obława, obława, na WSZYSTKIE wilki obława,
te dzikie, zapalczywe w gęstym lesie wychowane.
Znów sidła zastawione, lecz to nie nowa sprawa,
nowe sfory – oto nowe zło szemrane.
„Bezpieczeństwo!” – znów wyje łańcuchowiec bez kłów.
Lecz bezgłośnie, bo struny już ma dawno podcięte.
Na łańcuchu kredytów, za to micha – ze snów
i za darmo szczepione szczenięta!
Łeb ma suchy, lecz pusty, pełny brzuch i brak cienia,
smutny uśmiech mu prześlij zatem czule spod wąsa.
Idź w tę stronę, gdzie idą tylko wolne stworzenia,
nie karm więcej ręki, co kąsa!
Obława, obława, na WSZYSTKIE wilki obława,
te dzikie, zapalczywe w gęstym lesie wychowane.
Znów sidła zastawione, lecz to nie nowa sprawa,
SMUTNE sfory – oto nowe zło szemrane.
Trochę skłamałem: napisanie „Obławy 2024” nie było łatwe. Nie ze względu na treść – tej dzisiejsza [nie]rzeczywistość dostarcza nam na pęczki, bombardując absurdami, zakłamaniem, złem i bylejakością.
Sztuka to była trudna ze względów technicznych: usiadłem przed bryłą myśli, w której zamknięty był przekaz, pozornie wystarczyło więc tylko wziąć pióro-d[ł]utko i kawałek po kawałku odłupywać to, co zbędne, szlifując to, co pozostało. No tak, to łatwe, jeśli się jest autorem, czyli można błądzić po autorsku; gorzej jednak, gdy jest się spadkobiercą, który chce stworzyć coś na modłę pierwotnego dzieła: z jego rytmiką, stylem, poetyką. A te we wszystkich czterech Kaczmarskich „Obławach” są rozpizdżone niczym zwłoki wsadzone w niszczarkę do gałęzi… Stąd nieuniknione, a wręcz zamierzone nierówności, nawiązujące do nierówności oryginalnych „Obław”.
Wyszło jak wyszło. To, co tu ogłaszam, to wersja – jak sądzę – jeszcze robocza. Ale zarazem taka, którą może siłą społeczności warto jednak doszlifować i wyrównać? Jak myślicie?
A może jednak bardziej podoba się Wam również mocna „Obława V” w wersji Martina Lechowicza, która powstała dużo wcześniej (a o której – wstyd przyznać – przypomniałem sobie dopiero dziś, podczas końcowego riserczu i sprawdzania faktów, tuż przed publikacją niniejszego artykułu).
Jeżeli zrodzą się Wam pomysły, co można poprawić w mojej wersji „Obławy”, aby brzmiała jeszcze bardziej kaczmarsko, piszcie śmiało w komentarzach albo w wiadomościach prywatnych ([email protected]), co byście zmienili. Sam jestem swoim największym krytykiem, widzę toporności i zbyt grube odpryski, tym chętniej posłucham, co poprawić. A jeśli tekst będzie na tyle dobry, że ktoś zechce go zaśpiewać, to – kto wie – może ktoś… zechce go zaśpiewać😉.
PS „Obława 2024” to nie tylko hołd Kaczmarowi (jemu wszak i tak wszystko jedno). To głównie moja autoterapia – samopomoc czterdziestoparolatkowi, przed którym dziesięć lat niepewnych, gdy każdy zmierzch mężczyznę miażdży, od wewnątrz pośpiech szarpie gniewny, a z nieba mu znikają gwiazdy: i blizn trochę na grzbiecie się znajdzie, i parę zagryzionych kundli, które próbowały gryźć, i brak przekonania, że ten gatunek idzie we właściwym kierunku; i brak pewności, że chce się w tym pochodzie nie-do-końca żywych uczestniczyć, zarazem nie-do-końca wiedząc, jak się bez nich obyć. Czyli bez ciągłego karmienia rąk, które kąsają (przepiękny motyw karmienia kąsających rąk bezpardonowo i bez pytania zapożyczam od Agenta Tomasza).
PS 2. A jeśli „Obława 2024” chwyci za serca, może zrobimy cały album pod roboczym szyldem „Continuum. Tribute to Jacek Kaczmarski”. A w nim kolejne wersje takich utworów, jak: „Mury”, „Nasza klasa”, „Zbroja”, „Źródło” czy „Litania”, a może nawet… „Epitafium dla Kaczmarskiego”! Chcecie?
PS 3 Wartościowe? Udostępnij – dzięki temu moja praca zyska większy sens. A jeśli uważasz, że to, co robię, naprawdę jest cenne, a autor zasługuje na wirtualną kawę, by nie zabrakło mu energii i zapału do dalszych działań, nie pogardzę podwójnym e-espresso;):
– lub symbolicznym bitcoinem;):
0x94861d260596f9cf0e7adc0b1ac8a5cfa9546b96 (sieć BSC/BEP20)
Książki Jacka Kaczmarskiego:
Przeczytaj też moje inne artykuły:
O odbieraniu wolności, państwie opresyjnym i rosnącym totalitaryzmie:
- Czy żyjesz w świecie [coraz bardziej] policyjnym? 18 prostych pytań testowych (16.07.2022)
- CBDC: czym jest „pieniądz centralny” i czy zakończy wolność? (11.02.2022)
- Spółka Ltd w Anglii – receptą na „polski ład” i pazerność rządu? Wywiad z Krzysztofem Gosem z Lexea (25.04.2022)
- McPoland’s, patchworkowe prawo i socjalizm krajów takdorozwiniętych (17.01.2021)
- Dokarmiasz Pi(S)jawki? Zmądrzej! (28.03.2020)
- „Podatkowy szał, każdy z nas ich 500 miał…”, czyli jak PiS zażyna Polskę i złotówkę (30.09.2020)
O koronapsychozie i fałszywej pandemii:
- KoronaŚwirus, czyli nie daj się zwariować wirusokalipsie (02.03.2020) – prawdopodobnie pierwszy artykuł w Polsce kwestionujący rzetelność informacji nt. rzekomej pandemii, od którego zaczęło się kształtowanie ruchu oporu wobec św. Kowida
- KoronaPsikus, czyli największa ściema w dziejach. Historia histerii (03.06.2020)
- Wzrost zakażeń? Tak manipuluje się danymi (02.11.2020)
- Fałszywa pandemia wystawia prawdziwy rachunek… (05.11.2020)
- Paszport szczepień i nowy wspaniały świat stały się faktem (19.01.2021)
- Wysyp „obudzeńców” i początek kontrpandemii? (27.03.2021)
- Koronapierdolec i zupa z żaby. Czyli jak teorie spiskowe stały się spiskową praktyką dziejów. Podsumowanie (26.07.2021)
- „30 Kreatywnych Wrocławia” – tylko dla zaszczepionych. Dutko: „Nie, dziękuję!” (04.11.2021)
- PLANdemia Covid-19. To dopiero początek” – bardzo ważna książka (28.11.2021)
- Recenzja książki „PLANdemia Covid-19. To dopiero początek” (28.11.2021)
- Koniec globalnego testu na inteligencję [mini-opowiadanie SF – social fiction] (04.01.2022)
O postępującej cenzurze i zaniku wolności słowa na YouTube i Facebooku:
- „Cenzura na Fb? Facebookowi już dziękujemy!” (24.01.2022)
- „Cenzura w okresach rewolucyjnych” – e-book za symboliczne 1 zł (07.12.2021)
- „Cyfrowe samobójstwo – oświadczenie w odpowiedzi na cenzurę Facebooka” (12.05.2021)
W związku z postępującą cenzurą Facebooka i ograniczaniem kontaktów z Wami, jeśli chcecie zachować łączność ze mną, dopiszcie, proszę, swój adres e-mail do prostej listy w formularzu Google’a, abyśmy mieli kontakt:
– nie jest to newsletter, bo nie prowadzę klasycznego e-mail marketingu, ale kanał, którym dam Wam znać, jeśli pojawi się jakiś szczególnie ważny temat.
Warto też skorzystać z Alertów Google: wejdź na https://www.google.pl/alerts i wpisz interesującą Cię frazę (np. „maciej dutko”), a otrzymasz powiadomienie, gdy pojawi się nowa publikacja na dany temat:
Witam,
Jestem fanem twórczości Jacka Kaczmarskiego. Nie dane mi go było poznać za życia (miałem 6 lat, gdy zmarł), ale gdy poznałem jego twórczość, zakochałem się w jego przenikliwości i uniwersalności jego utwórów.
Przeczytałem Twoją wersję Obławy i moim zdaniem nie dorównuje oryginalnej Obławie. Nie jest to zły utwór, ale czegoś mi w nim brakuje. Refren brzmi bardzo po Kaczmarskiemu, ale te zwrotki… Jakoś czytam je po raz enty i nie mogę się do ich przekonać. Dwie pierwsze, o wilku, jeszcze ujdą, ale następne są za bardzo oderwane. Moim zdaniem trzeba by było dogłębnie przeredagować je, usunąć angielskie słówko post oraz dać więcej metafory, ponieważ mówimy o wilkach, nie o ludziach. Wilki nie biorą kredytów czy nie pobierają zasiłków.
Jako poeta, który publikuje na własnym blogu, mimo wszystko przyklaskuję próbie napisania nowej wersji Obławy. Sam napisałem kilka wierszy zainspirowanych twórczością Kaczmarskiego i jest to niezwykle trudne. Wziąłem na warsztat „Upadek Związku Radzieckiego”, „Reportaż (Bośnia II)”, „Przeczucie ( Cztery Pory Niepokoju)” czy „Epitafium dla Włodzimierza Wysockiego”. Moim zdaniem moje wersje są w porządku, ale nic nie zastąpi oryginałów.
To tyle, co miałem do powiedzenia. Dziękuję za uwagę.
Cześć Wiktor. Wow, dzięki serdeczne za dobry, merytoryczny komentarz, o to chodziło! Nie głaski, ale właśnie fidbek, co tu nie gra, co się nie spina. Prawdopodobnie wersja śpiewana będzie w innej melodii niż oryginalna „Obława”, trzeba będzie więc pewnie zmodyfikować jeszcze rytmikę, a więc będzie okazja, by głębiej pogrzebać w tekście.
Acz z metaforyki przy socjalach i kredytach zrezygnowałem celowo, bo mam też wrażenie, że żyjemy w czasach, w których do ludzi można dotrzeć tylko waląc czasami wprost (jak z psami, które rozumieją proste, a stanowcze komendy)… Co nie zmienia faktu, że metaforami nadal możemy się bawić – sam bardzo lubię tu na przykład wizję nienabitej strzelby (oczywiste nawiązanie do „Requiem rozbiorowego” i „strzelby, co nie wystrzeli, bo ma na ścianie wisieć ku ozdobie”) czy istoty tak bezpłciowej i wyzutej z charakteru i osobowości, że nie rzuca cienia…
Wiktor, dawaj tu koniecznie link do swoich wierszy na bazie Kaczmara – bardzo mnie zaciekawiłeś i chętnie poczytam (szczególnie inną wersję moich ulubionych „Czterech pór niepokoju”). A może i je ktoś zechce zaśpiewać?:)
Dzięki,
Maciej
Witam Panie Macieju,
Na końcu podam bezpośrednie linki do mojego bloga, do utworów inspirowanych Jackiem, ale zanim to zrobię, to odpowiem. 🙂
Skoro kredyty czy socjale to zamierzony efekt, to ja to zrozumiem. Po prostu najlepszy Kaczmarski to Kaczmarski pełen metafor, aluzji, nawiązań. Takiego cenię i uwielbiam. Obława powyżej jest tak dobra na początku, gdyż zachowuje te metafory i aluzje. Ale nie będę szedł przeciw prądowi.
Nie złapałem nawiązania do Requiem, ale tak, teraz to nawiązanie dostrzegam. Najwyraźniej jeszcze wiele nauki przede mną, co jest dobrą wiadomością. W końcu więcej nauki to lepsze wiersze, a przynajmniej tak zaobserwowałem u Kaczmara…
Inspirację poezją Kaczmarskiego wykorzystałem w różnym stopniu. Jeden z moich najstarszych utworów, który wywodzi się od poezji Kaczmarskiego to Upity Poeta, napisany w barze wieczorem 9 października 2020 roku. Tematycznie i tytułem nawiązuje do Pijanego Poety, ale to trochę inny wiersz.
Niepokoje (Cztery Pory Roku) to jest wiersz przygotowany podobnie jak poprzedni. Tak jak Kaczmarski, wykorzystałem motyw czterech pór roku, tylko trochę bardziej dosadnie i mniej metaforycznie. Co nie zmienia faktu, że mi się bardzo podoba nawet po 3 latach od premiery.
Wojna na Ukrainie ponownie sprawiła, że sięgnąłem do Kaczmarskiego po inspirację. Reportaż III (Ukraina) to próba zachowania rytmu Reportażu (Bośnia II) przy opisywaniu wydarzeń ukraińskich. Bardzo dosadny i trafny utwór, który wciąż mnie zaskakuje.
Upadek Związku Radzieckiego to jeden z moich ulubionych utworów. Ten kontrast między Kaczmarskim i jego synem na rybach, a puczem Janajewa skłonił mnie do napisania wersji tego utworu z Jewgienijem Prigożynem. Wtedy jeszcze żył, więc nie ma tam informacji o jego śmierci. Ten utwór uznaję jako jeden z moich najlepszych i jako najlepszą interpretację Kaczmarskiego, jaką napisałem.
Poniżej link do zbiorczego wydania tych wierszy.
https://slowapisanewiktora.blogspot.com/2024/03/odcinek-specjalny-2-jacek-kaczmarski-cz1.html
Jako bis, dwa dodatkowe linki do utworów z mojego bloga. Pierwszy link to mój drugi post napisany na blogu. Pierwszy z wierszy jest moją próbą (nieudaną) opisania obrazu, tak jak robił to Kaczmarski. Drugi wiersz, oparty na Spotkaniu w porcie, jest bratem bliźniakiem Upitego Poety i opisuje spotkanie dwóch kolegów w barze. Refleksyjny. Jako ciekawostkę podam, że kiedyś przygotowałem nawet muzykę i zaśpiewałem ten wiersz. Nie wyszło mi najlepiej i na tym to zakończmy.
https://slowapisanewiktora.blogspot.com/2021/08/drugi-post-dwa-kolejne-wiersze.html
Od kilku lat zamierzałem napisać własną wersję któregoś z hitów Kaczmarskiego. Murom nigdy bym nie oddał odpowiedniego honoru, Obławy nie mam odwagi ruszyć, a co do Naszej Klasy, to jako ktoś, kto nie miał praktycznie przyjaciół w klasie, to jest kiepski pomysł, żebym w ogóle coś o kolegach z ławki pisał. Epitafium było właściwym wyborem. Brakowało mi tylko właściwej osoby. Rok temu moja była pediatra dziecięca, która mnie leczyła jako noworodka, Pani Jolanta Michaliszyn, zmarła. Napisałem Epitafium o niej, w większości stanowiące moje wyobrażenie o jej życiu, z wyjatkiem mojego małego cameo, które jest prawdą w 90%. Ja z przeszłości napisał przepiękny wstęp do posta, także polecam go przeczytać.
https://slowapisanewiktora.blogspot.com/2023/04/epitafium-dla-jolanty-michaliszyn.html
Na blogu jest na tą chwilę (07.04.24) prawie 200 wierszy, od dobrych do słabych. Te powyżej są najlepszymi wierszami, które oparłem w różnym stopniu na Jacku Kaczmarskim. Może się spodobają, a może nie. W każdym razie wracam do pisania, bo mój utwór na 20 lecie śmierci najwybitniejszego polskiego poety w historii sam się nie napisze! Zapraszam w środę na premierę na blogu ;-).
Matko Boska Nieistniejąca!:) Jestem pod wrażeniem! Zaraz zasiadam do lektury i czekam na jutrzejszy wiersz. Mam też wstępną deklarację od jednego z zacnych śpiewaków (na razie nie zdradzam, kto zacz), że być może podejmie się zaśpiewania mojej „Obławy 2024” – zobaczymy, jak to pójdzie i jak się przyjmie. Jeśli okazałoby się, że post-Kaczmarowe płody trafią na żyzny grunt, już knuję projekt wydania całego albumu – kto wie, może właśnie z tego rodzaju wierszami kilku ciekawych Autorów. Będziemy w kontakcie! A teraz – pędzę czytać!:)